Odwiedziłyśmy nową szkołę, jedną z tzw. megaszkół. Bardzo ładny, nowoczesny budynek, bardzo dobrze doświetlony, z dość surową ale fajną architekturą. Rząd w odpowiedzi na potrzeby mieszkańców zbudował kilka takich kompleksów i oddał je w zarząd stowarzyszeń prywatnych na podstawie konkursu. Szkoła, którą zwiedzałyśmy, istnieje zaledwie dwa lata, nauczyciele wciąż jeszcze nie do końca zorganizowani, ale wydają się mieć dobre chęci. Liczy 1500 uczniów, z klasami do 45 osób. Ocean, w którym nasi wolontariusze będą zaledwie kroplą, ale mam nadzieję, że pożyteczną. Zaczynamy tam z projektem nauczania języka angielskiego, już od przyszłego tygodnia.
Włączamy się też w pracę malutkiej szkoły - przedszkola. Założyły ją trzy nauczycielki, z którymi fundacja współpracowała wcześniej w innej szkole. Były bardzo nieuczciwie traktowane przez dyrektorkę placówki, więc postanowiły wziąć sprawy we własne ręce. Świetne babki, bardzo im zależy na tym, żeby nasi wolontariusze pojawiali się w ich szkole.
Luty zaczynamy więc z szaloną ilością projektów - nauczanie angielskiego w domu dziecka i w szkole w Soacha, dwa projekty opieki nad dziećmi, nauczanie angielskiego w instytucie dla dzieci niewidomych, opieka nad starszymi kobietami, stołówka dla bezdomnych i fundacja Mali Bohaterowie. Skoordynowanie prac wolontariuszy będzie niezłą gimnastyką, na szczęście zaczynamy współpracę z trójką kolumbijskich wolontariuszy. Ich zadaniem będzie nadzorowanie niektórych projektów. Potrzebujemy ich, żeby poprawić komunikację z instytucjami, do których wysyłamy wolontariuszy, i żeby jak najlepiej zagospodarować tych z wolontariuszy, którzy nie mają własnej inicjatywy i którymi trzeba pokierować.
Tydzień zaczął się też od trudnych rozmów i prania brudów, jakie nagromadziły się w mieszkaniu jeszcze przed moim przyjazdem. Sporo zarzutów trafionych, część wynika z nieporozumienia, część błędnych, wiele mnie nie dotyczyło, ale ale jako koordynator siłą rzeczy brałam w tym udział. Wyciągamy wnioski i idziemy dalej.
Wszystko to jednak pochłania energię, a jak siada mi energia, to potwornie tęsknię za domem.
Oglądam zdjęcia na facebooku, patrzę, co porabiają moi znajomi i żałuję, że jestem daleko.
Trudno mi jest tutaj wyobrazić sobie Polskę, -14 stopni, śnieg, łyżwy, ogrzewanie rąk kubkiem z herbatą, kiedy na zewnątrz świeci mocne słońce i jedna z wolontariuszek ma bliznę na nosie od oparzenia słonecznego.
I kiedy jestem taka zmęczona, wraca do mnie pytanie - dlaczego tu właściwie jestem... sprawy organizacyjno - administracyjne przyćmiewają fajne strony pracy tutaj, czyli pracę z dziećmi, satysfakcję z fajnej pracy wolontariuszy, z fajnej atmosfery w domu.
Mamy sporo rzeczy do ulepszenia w fundacji, sporo pracy. Powoli, powoli idziemy do przodu, a może tylko tak mi się wydaje. Ciekawa jestem, czy uda mi się dołożyć do tego jakąś cegiełkę. Trochę w to dzisiaj wątpię, ale wiem, że po prostu muszę odpocząć i iść dalej.
A może potrzebuję cudu? sądząc ze zdjęć ("przed"i "po"), to działa. W każdą niedzielę o 9:30.
- Edyta, jak to możliwe, że Ty, chociaż jesteś Polką, nas uczysz kolumbijskich potraw?
i zanim zdążę owtorzyć usta, słyszę:
- bo Edyta kocha Kolumbię!
Zdjęć aborajados niestety nie mam, ale ciasteczka fajne nam wyszły, prawda?
Z nowin, JL wyleciał do Polski, do M. To ważne wydarzenie, JL był mi przyjacielem, teraz muszę radzić sobie sama. Odliczam dni do odwiedzin N., już tylko półtora miesiąca!
Edyto, trzymaj się dzielnie. Pozdrawiam z Krakowa i pamiętam w modlitwie. Gabriel
OdpowiedzUsuńTytanie pracy! Myślimy o Tobie, rozmawiamy o Tobie i przesyłamy całe wiadra pozytywnych emocji, mocy, energii i wsparcia :)
OdpowiedzUsuńdziękuję, Gabriel i Nat :)
OdpowiedzUsuńkochana, 3maj się tam i 3maj dystans (wiesz o czym mówię! ;o). ja przy takim natłoku nowych rzeczy już dawno bym odpadła w przedbiegach... przesyłamy Ci z JL duuuużo pozytywnej energii, tęsknimy i zjadamy mango azucar z wielkim apetytem, besito!
OdpowiedzUsuństaram się, Moni, po prostu muszę więcej pływać, tańczyć i łazić po górach :-) ściskam i cieszę się, że owoce dotarły :) smacznego :-) a "besito" w pierwszej chwili przeczytałam "bestio" :-)
OdpowiedzUsuń