czas jak szalony. Niedawno podrzucaliśmy sobie smakołyki z okazji Dnia Miłości i Przyjaźni, obchodzonego w Kolumbii 18 września (podobnie jak Dzień Matki i Ojca dla handlowców staje się miesiącem), a już w sklepach i instytucjach pojawiają się dekoracje na Halloween.
wolontariusze przyjeżdżają i odjeżdżają, czekam na swoją następczynię, kolejną Polkę. Mam bilet do Madrytu, szukam biletu do Warszawy.
W ostatniej chwili udało mi się spotkać z panią konsul, moją dawną wykładowczynią, która 18 października zdaje już placówkę. Od spotkania na pokazie "Wałęsy" próbowałyśmy się umówić na kawę, ale dopiero w sobotę porozmawiałyśmy chwilkę na jej spotkaniu pożegnalnym, zorganizowanym przez mieszkających w Bogocie Polaków. Wysłuchując opowieści na jej temat żałowałam, że nie skontaktowałam się z nią wcześniej - dziękowali jej zarówno pracownicy ambasady, jak i Indianie Wayuu i Indian z regionu Tierradentro, którzy ze łzami w oczach dziękowali jej za wsparcie projektów. Wiele osób wspominało jej gotowość do pomocy w każdej sytuacji, również pieniędzmi z własnej kieszeni.
Dzisiaj jeszcze spotkałyśmy się na kawie w ambasadzie, m.in. żeby porozmawiać o A. - Polaku odsiadującym wyrok za kradzież, którego poznałam podczas wizyt w więzieniu La Picota. Pani Mirce bardzo leży na sercu jego los i gdyby została dłużej w Bogocie, jestem pewna, że poruszyłaby niebo i ziemię, żeby mu pomóc. Tymczasem postaram się dostarczać jej jakichś nowin, rodzina bardzo stara się o kontakt i gotowa jest pomóc mu wrócić do Polski.
Z nowych miejsc pracowych - prosto z urlopu wpadłam w lepienie pierogów na bazar w Instytucie dla Dzieci Niewidomych. Pierogi wypadły nieco blado w konkurencji z tradycyjną kolumbijską świnią faszerowaną (lechona, nie lubię) czy tamalami (coś w rodzaju gołąbków gotowanych w liściu bananowca), ale sama impreza była
bardzo fajna, dużo muzyki. Wreszcie zobaczyłam na żywo zespół vallenato
dzieciaków z Instytutu, trochę nagrań jest na youtube, np. tu:
https://www.youtube.com/watch?v=Sx9TuUI0GG4). Najładniejsze stanowisko miała profe Rosalba :-)
Wczoraj odwiedziliśmy też koszary wojskowe. Będziemy (znów, po pewnej przerwie) wspomagać projekt przygotowujący żołnierzy do wyjazdu na szkolenie językowe do Stanów Zjednoczonych, po którym sami będą nauczycielami. Ciężko powściągnąć ciekawość, i choć staram się nie wypytywać o trudne momenty ich służby, to już lokalizacja ich baz pozwala co nieco zgadnąć - jeden z żołnierzy przez ostatnich 12 lat odbywał służbę w departamencie Caqueta na południu kraju, w dużej części pokrytym puszczą amazońską. Był on w latach 90. jednym z ognisk walki z biznesem narkotykowym i FARC. Wciąż jeszcze widać tam dużo wojska, jest sporo patroli sprawdzających dokumenty podróżnych, a przydrożne billboardy nawołują guerilleros do złożenia broni.
a wcześniej byłam na urlopie, o czym będzie innym razem i pewnie w kilku częściach, bo był to urlop niezwykły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz