ciągnie wilka, a mnie do dzieciaków.
Ostatnie dwa tygodnie były
super, odwiedziłam dzieciaki niewidome, dzieci z fundacji Little Heroes
i Floridę. Moje trzy ulubione miejsca.
Dzieciaki
niewidome jak zwykle mnie rozczuliły, bezbłędnie rozpoznając mój głos.
Najbardziej wzruszył mnie Walter, który oprócz tego, że jest niewidomy,
jest również dość mocno opóźniony umysłowo. Jego uścisk powitalny nie
miał sobie równych. Jak zwykle ponagrywaliśmy co nieco z Carlitosem,
porozmawiałam z dziewczynami. Carlitos chyba tęskni, bo choć w ubiegłym
roku przejawiał umiarkowane zainteresowanie angielskim, pytał, czy
mogłabym go uczyć.
Poza tym ucieszyła mnie zmiana w Jose, ślicznym
i słodkim kilkulatku z lekkim opóźnieniem umysłowym i silną wadą
wzroku. Jose uśmiecha się teraz bardzo szeroko i zaczyna mówić.
Niestety, nowa dyrekcja jakoś nie ułatwia mi zorganizowania regularnych zajęć dla dzieciaków. Ale się nie poddam.
Z
Little Heroes, Martą i trójką wolontariuszy lepiliśmy pierogi. Marta
przyniosła pyszny farsz, a Camila, niewidoma dziewczynka, genialnie
robiła ciasto i lepiła pierogi. Jej sprawne poruszanie się po domu zbiło
z pantałyku jednego z wolontariuszy. Zupełnie się nie domyślał,
dlaczego Cami nie wyciąga ręki po podawaną przez niego butelkę, podczas
gdy niewiele wcześniej widział, jak pewnie biegnie w moją stronę.
Wzruszyłam
się też obserwując Vale i Dayanę. Vale również jest niewidoma, ma 18
lat. Kilkuletnia Dayana ją uwielbia. Dayana urodziła się z wadą
genetyczną, ma nie do końca wykształcone paluszki, lekko zdeformowane
usta i problem z biodrem. Mimo to jest bardzo żywiołowa. Od jakiegoś
czasu chodzi już do przedszkola. Dayana nie mówiła nic jeszcze w
listopadzie, teraz powolutku zaczyna - mówi już "hola" i ponadawała
jakieś swoje dziecięce imion wszystkim wokół. Mimo, że nie mówi, jest
bardzo komunikatywna - chwyta po prostu za rękę, zaciąga do pokoju zabaw
i pokazuje, czego chce.
I kiedy w zeszły piątek wróciła z
przedszkola, złapała mnie za rękę, żeby poszukać Vale. Kiedy ją
znalazła, uścisnęły się, a potem trzymając Vale za dłonie, Dayana
"opowiadała" co robiła w przedszkolu: podskakiwała, truchtała w miejscu,
co Vale bezbłędnie odgadywała. Spojrzałyśmy na siebie porozumiewawczo z
Martą: to właśnie jest miłość.
A we Floridzie
przybiłam piątkę z "moimi" dzieciakami. Sporo się tam pozmieniało, ale
część dzieciaków wciąż się tam uczy. Trochę się razem pouczyliśmy, jak
zwykle dostałam sporo uścisków.
Da się żyć.
nooo, i to dopiero ma sens :). Pozdrów ode mnie Valerie serdecznie i Carlitosa i Waltera, znowu za nimi wszystkimi zatęskniłam...
OdpowiedzUsuńWszyscy tu o Ciebie pytają... pozdrowię z radością :-)
OdpowiedzUsuń