Bo ja się często wzruszam.
W ciąży to w ogóle był dramat, płakałam nad różnymi filmikami na facebooku, ale generalnie się wzruszam.
I wzruszam się też na temat Kolumbii.
Ostatnio - jak z wypisem z aktu urodzenia Pimpollo dostaliśmy kopię listu od prezydenta Kolumbii.
List był z dnia podpisania porozumienia pokojowego z FARC, które zresztą potem zostało odrzucone w referendum. Samo referendum było spektaklem populizmu, ale nie o tym mowa.
Prezydent wita tym listem dzieci urodzone tego dnia i mówi im, że ich urodziny będą jednocześnie wielkim świętem Kolumbii, bo porozumienie pokojowe zakończyło wieloletnią wojnę domową, o której nie będzie opowiadał, bo kiedyś dzieci przeczytają o tym w podręczniku historii.
Pimpollo urodził się 5 miesięcy po zawarciu porozumienia, ale nasz notariusz wciąż dołączał ten list. I popłakałam się, serio.
Zresztą łzy powstrzymywałam też podglądając znad kawałka wołowiny transmisję uroczystości podpisania porozumienia pokojowego. Gdzieś w jakimś przypadkowym barze.
Więc jakoś ta Kolumbia wchodzi mi pod skórę.
A trzeci z nich, Pimpollo, ma już kolumbijski paszport. Zaczynamy teraz starania o uzyskanie numeru PESEL i polskiego paszportu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz