niedziela, 26 lutego 2012

niedziela

światło w mieszkaniu walczy z szarością za oknem. Na niebie przewalają się chmury, z rzadka ukazując fragment bladego nieba.

Rano nauka jazdy, potem śniadanie z dziewczynami, krótki spacer. Czuję się lekka jak płatek śniegu. 
W radiu sjesta, w duszy ciepło.

I chyba dzisiaj nie potrzeba nic więcej. 

czwartek, 16 lutego 2012

zwierzęta

ostatnio słucham gawęd Simony Kossak (dzięki, E.!) i zastanawiam się, czym/kim są dla mnie zwierzęta.

Nie mam takiej wrażliwości, jak Simona Kossak. Może dlatego, jako dziecko dużo czasu spędzałam u babci na wsi, a ona do zwierząt podchodziła dość praktycznie. Świnia w którymś momencie trafiała na stół, bezgłowa kura miotała się po podwórku, ślepe kociaki z ledwo obeschniętą pępowiną znikały, i wiadomo było, że "unistorzyła" je babcia.
Babcia wiedziała też, co jest potrzebne stworzeniu. Mleko dla kota, ziarno dla kur, osypka dla świń, siano dla konia. Łapki na myszy, trutka na szczury, lep na muchy. Takimi rzeczami po prostu trzeba się zająć.


Więc może dlatego nie jestem zbyt wrażliwa na los zwierząt. Ale...
Kiedy zmarł M., płakałam, głaszcząc jego psa, wiernego towarzysza. Wiedziałam, że on też czuje. Było mi żal M. i osamotniałego psa.

M. był starym kawalerem na małej gospodarce. Całe życie mieszkał z matką. Kiedy zmarła, nie widziałam, żeby płakał. Zrobił, co należało. Wykopał jej grób, tak jak kilka lat wcześniej swojej jedynej siostrze.

Kiedy go odwiedziłam kilka tygodni po pogrzebie matki, żalił się, że koty go opuściły. Zabrakło ręki, która je karmiła.
Jakiś czas później zachorował jego koń. Pamiętam, jak zielona była tego dnia trawa i liście, musiał być sierpień. Koń rżał z bólu, przysiadał na zadzie, przetaczał się z boku na bok. M. płakał. Kilka dni później koń padł.

Matka, koty, koń, bęc...
Niecały rok później wypadło na M.
Świnie, krowy i koń zostały sprzedane, kury oddane na dożywocie, lodówka opróżniona, suchy chleb i resztki jedzenia ze stołu uprzątnięte. Grób zasypany. Dom zamknięty.

I jeszcze tylko pies pilnował pustego obejścia przez kilka tygodni. Aż zdechł.
Nie dał się nikomu sobą zająć.

wtorek, 7 lutego 2012

cebulka

smażę cebulę na maśle, z kuminem i kolendrą.Pachnie wspaniale, znajomo, ale jednocześnie trochę inaczej, bo zwykle smażę na oliwie.
I cieszę się jej pięknym złotym kolorem. Patelnia ceramiczna tworzy świetne tło.


i słucham
http://www.polskieradio.pl/9/304/Artykul/531620,Odnalezc-cisze-w-sobie