piątek, 16 października 2020

dzienniczek

 Ten straszny, okropny, fatalny rok na szczęście zbliża się już do końca i może nawet nie będę musiała uciekać do Australii, jak bohater tej książeczki: 

Którą zresztą polecam, sama prawda o życiu.

No więc rok się powoli kończy. 

Udało nam się już dwa razy wyjechać poza miasto. Ra\ do znajomych, raz ze znajomymi. Drugi raz był super, choć wciąż jeszcze nas swędzą ukąszenia meszek. Ale warto było. 

Dzieci rosną. 

Natalka dużo już mówi i naturalnie, podpatrując brata, rozdziela języki. Powtarza wszystko po wszystkich jak papuga. 

Hity językowe Natalki: ayudame con leche! Ayudame con agua!  

Lubi pomagać, uwija się z miotełką i przypomina: podlej kwiatki! Lubi śpiewać.. Ale czasem jest też strażaczką :) Podpatrzyła ruchy u dzieci i sama próbuje się huśtać na huśtawce, a dzisiaj przespała całą noc. Lubi siadać na toalecie, choć nie potrafi jeszcze powiedzieć, kiedy musi ;-) 

Tomek zna księżyce planet Układu Słonecznego, dzięki czemu Natalka na koło mówi "planeta". Interesuje się liczeniem, i zaczął poprawnie wymawiać głoski szeleszczące. Sam już buduje zamki z piasku... 

Takie małe rzeczy, a cieszą bardzo.

Dzięki wyjazdom trochę złapałam oddech, ciekawe, na jak długo mi wystarczy. 

Niedługo grudzień, czekam już bardzo.. Może uda się wypróbować jeden z odlotowych przepisów na praliny, do którego potrzeba np. 188 g masła i 30 g białka jajka kurzego. Oraz termometr, żeby podgrzewać karmel do temperarury 145 stopni, a potem zmieszany ze śmietaną - do 116! 

To takie małe wyzwanie ;-) 












czwartek, 17 września 2020

aguantar

Odkad mieszkam w Kolumbii, uczę się trudnej sztuki "aguantar". Kiedyś myślalam, że Kolumbia jest wielką lekcją cierpliwości, ale jednak nie chodzi o cierpliwość. Chodzi o "aguantar", czyli znoszenie trudności, ograniczeń, przeciwności.

Kwarantanna pokazała to dobitnie.

Znosimy ograniczenia od połowy marca. Rożne, mniej lub bardziej sensowne. Zmienia się to dość często, przy czym zawsze pozostaje cień ryzyka, że nadgorliwy policjant wlepi mandat nieco na wyrost. Czy mimo zakazu opuszczania Bogoty można zawieźć leki chorej mamie w innym mieście? Można. Czy można pojechać do mamy z żoną? Można. Czy trzeba uzyskać na to specjalny papier? Trzeba. Czy spełnia się wszystkie te warunki? Tak.
Skutek: mandat. Policjant uznał, że obecność żony jest nieuzasadniona.

Czy trzeba nosić maseczkę, kiedy jedzie się samochodem z innymi osobami? Tak. A samemu? Nie. Policja wlepia mandaty samotnym kierowcom.

Zestaw ograniczeń jest co najmniej dziwny. Dzieci do lat 2 nie mogą opuszczać domu. Dzieci od 2 do 6 lat i seniorzy tylko 3 razy w tygodniu na 30 minut.

Od poniedziałku cukrzycy, nadciśnieniowcy i osoby otyłe mają obowiązek pozostania w izolacji.

Od dwóch tygodni rotacyjnie zamykane są dzielnice miasta. Ich mieszkańcy pozostają wtedy w ścisłej izolacji na okres 2 tygodni i mogą opuścić domy tylko, żeby kupić artykuły pierwszej potrzeby, leki, udać się do lekarza.

Zakupy w całym mieście poddane są restrykcjom - można iść do sklepu tylko co drugi dzień. W dni parzyste mogą robić zakupy osoby, których numer dowodu kończy się numerem nieparzystym, w dni nieparzyste - pozostali. Tak jest w Bogocie, w innych miejscowościach są inne systemy, np. w poniedziałki zakupy mogą robić tylko osoby o numerach dowodu kończących się na cyfry 0 i 5, itp.

Do sklepów nie można wejść z dziećmi.

Dzieci od drugiego roku życia muszą nosić maseczki. Zresztą wszyscy noszą maseczki poza domem, nawet w parkach i w innych otwartych przestrzeniach.

Przy wejściu do budynków użyteczności publicznej mierzona jest temperatura. Ponieważ plotka głosi, że mierzenie temperatury na czole jest niebezpieczne dla mózgu, mierzona jest ona na nadgarstku, co medycznie nie ma żadnego sensu. W niektórych budynkach trzeba też powiedzieć, skąd i jakim środkiem transportu się dotarło.

Karierę robi wyrażenie "protocolos de bioseguridad", czyli zestawy reguł, jakie wprowadzają firmy, żeby zapewnić bezpieczeństwo pracowników i odwiedziających. Pisane na szybko, na kolanie, powielają niekiedy mity i lęki związane z pandemią. W mojej firmie np., mimo że pracuję w domu, mam obowiązek raportowania codziennie czy zauważam u siebie jakieś objawy grypowe. Nawet, jeśli żadnych objawów nie zauważam. Obowiązek ten jest tak absurdalny, że go nie wypełniam.

Biznes związany z produkcją maseczek, płynów do dezynfekcji i dystrybutorów do nich kwitnie. Nasz budynek oklejony jest masą plakatów przypominających o zachowaniu odstępu i tym podobnych.

Co ciekawe, Kolumbijczycy nie protestują jakoś przeciwko tym ograniczeniom, choć niektóre są jawnie dyskryminujące.

Duszę się nie tylko z powodu maseczki.

Od września niby jest jakieś poluzowanie. Otwarto publiczne szkoły (publiczne - dla ludzi, których nie stać na szkołę prywatną). Dzieci chodzą do szkoły co drugu dzień, w systemie rotacyjnym. Co ciekawe, nie słyszałam jeszcze o żadnej otwartej prywatnej szkole. 
Myślę, że logika władz edukacyjnych była taka: dzieci niezamożnych rodziców niekoniecznie mają środki, by umożliwić dzieciom naukę online. Więc pozwolono im wrócić. 
Szkoły prywatne mogą sobie pozwolić na lekcje online. 
Stopniowo będą też uruchamiane loty. 
Można już wyjechać  z Bogoty. 
Wpuszczają mnie znów do księgarni i innych sklepów z dziećmi. 
Otwarto parki, które były zamknięte, natomiast część parków zamykana jest o 16. 
Otwarte są restauracje, kawiarnie. O dziwo, w niektórych nawet, by kupić chleb na wynos, trzeba zarejestrować się przez internet. 

Nowa normalność jest dziwna. 

Jak długo wytrzymają jeszcze Kolumbijczycy? Nie wiem. 
Protesty już się zaczęły. Poszło niby o coś innego, ale frustracja związana z długą kwarantanną i wywołaną przez nią niepewnością co do pracy, na pewno gra dużą rolę. 

Roku 2020, męczysz strasznie. Kolumbio, ależ mam Cię dość.




Na pociechę zasadziliśmy krzew w parku.

poniedziałek, 18 maja 2020

dzieje się

My tutaj ciągle w zamknięciu. Teoretycznie poluzowano zasady, w praktyce wciąż za mało. Najtrudniejszy jest zakaz wychodzenia z dziećmi do lat 6 - no mamy podwójnego pecha. 

Tymczasem docierają tutaj różne fajne nowiny.

Monika rozkręca Help for Colombia, pomaga jej w tym ambasada. Trzymam mocno kciuki. 
Wywiad z Moniką.

A Magdalena i Resonar Lab właśnie opublikowali dwa fajne kawałki: 

"Vecinos globales" już od piątku kołyszą mi się w głowie, a "Mojarra Frita" to przecież jedno ze sztandarowych dań kolumbijskich :) 

Poza tym trafiłam na "Lewackiego" bloga Random Travel Stories, i ciekawy wpis o ekologii w Kolumbii: Kolumbia zielona - ale czy ekologiczna?
Wątek ten można by uzupełnić, ale jest oczywiście bardzo ciekawy.

A propos ekologii, to Edit w Warszawie zazielenia świat, więc dużo ostatnio tych małych, fajnych rzeczy, mimo wszystko. 

niedziela, 26 kwietnia 2020

strach

Sama nie wiem, o czym myśleć, o czym pisać ostatnio.
Moje dni z dwójką maluchów to gonitwa. Plusem jest to, że nie muszę myśleć właśnie.

Jakaś ostatnio pesymistka ze mnie.
Nie widzę zbyt wielkiej nadziei, że kryzys związany z wirusem cokolwiek w nas, ludziach zmieni. Potrzeba będzie tylko może czasu, żeby wszystko wróciło w stare tryby.
Konsumpcji, pośpiechu.

Wyłączyłam się trochę ze śledzenia mediów w związku z pandemią. Już od kryzysu finansowego w 2008 roku umacnia się we mnie przekonanie, że ktoś zbija wielki interes na strachu.

Teraz dodatkowo mam wrażenie, że zachwiane są proporcje między zapobieganiem rozprzestrzenianiu się wirusa, a naszym dobrem indywidualnym.

Dlaczego nie mogę na pół godziny wyjść z moimi dziećmi na słońce?
Dlaczego ja sama mogę wyjść na zewnątrz tylko raz na dwa dni między 5 a 8 rano?
Kolumbia spłaszczyła już chyba krzywą tak skutecznie, że na szczyt zachorowań przyjdzie nam jeszcze czekać. Jak długo? czy w zamknięciu?

Kołacze mi się po głowie jedna myśl.
A gdyby uznać, że śmierć jest normalna? Że normalne jest, że w przypadku pandemii ludzie umierają? Czy zdjęłoby to trochę ciężaru z lekarzy?

Tylko w wymiarze indywidualnym są to ludzkie tragedie. Może dlatego, że wydaje nam się, że rzeczy, ludzie są nam dani na zawsze.

Moje dzieci.

Czy daję im prawo do śmierci, o którym pisał Korczak?
Trudny temat.

Tymczasem wklejam stare zdjęcie. W końcu życie to nie tylko śmierć.






Dopóki słońce i księżyc są w górze, 
Dopóki trzmiel nawiedza różę, 
Dopóki dzieci różowe się rodzą, 
Nikt nie wierzy, że staje się już.

Tylko siwy staruszek, który byłby prorokiem, 
Ale nie jest prorokiem, bo ma inne zajęcie, 
Powiada przewiązując pomidory:
Innego końca świata nie będzie, 
Innego końca świata nie będzie.

(Czesław Miłosz, "Piosenka o końcu świata")

 Jak rozumiecie ten cytat?