niedziela, 25 sierpnia 2019

Książki, których nie napisałam

Czasem wpadnie mi w ręce książka, o której myślę: to byłaby moja książka, gdybym pisała. Wiadomo, nie piszę, więc to tyko gdybanie. Są to książki, które w jakiś sposób opisują mój świat. Oczywiście nie dosłownie, chodzi raczej o pewne podobieństwo doświadczeń, czasem sposób narracji.
Pierwsza z nich to "Traktat o łusksniu fasoli" Myśliwskiego. Opisuje wieś, jaką znam z opowiadań babci, trochę też wujka.  Może kiedyś jeszcze o tym więcej napiszę, w każdym razie jest to książka, która uzmysłowiła mi, skąd jestem i gdzie są moje korzenie.
Ostatnio też wpadły mi w ręce "Mikrotyki" Pawła Sołtysa. Zbiór opowiadań, których akcja toczy się w Warszawie, częściowo na Stegnach, czyli po sąsiedzku z Sadybą, gdzie mieszkałam ponad 6 lat. Fantastyczne, plastyczne opowiadania, małe codzienne historie, z których składa się życie.
I to właśnie uzmysłowiło mi, jak bardzo moje małe historie tracą kolor w mojej pamięci. Jestem daleko od nich, najpierw zostawiłam je dla Warszawy, potem te warszawskie dla Bogoty. Może jeszcze kiedyś uda mi się w nich zanurzyć, poczuć na nowo.
Tymczasem wstaję rano i zaczynam tkać nowy dzień z banalnych pytań. Co na śniadanie, co na obiad. Czy będzie padało, a jak nie, to czy pójdziemy do parku.
Moje łuskanie fasoli.

A Pimpollo pyta co jakiś czas o babcię Marysię, której nie poznał i nie pozna. Przywraca mi ten mój świat nieopisany. Mleko od krowy, śliczne kamienie zbierane na polu, porzeczki z krzaka, babci twarz pooraną zmarszczkami i najpiękniejszą.
Kombajny wyjeżdżające na pole, traktorzystów myjących ręce pastą BHP. I sama nie wiem jeszcze, co.

czwartek, 22 sierpnia 2019

dużo

Wow, tyle miesięcy od ostatniego posta. Nie wiem, kiedy to zleciało, znów ominęła mnie jedna zima, jedna wiosna i jeszcze jedno lato się tam daleko kończy.
Ale upływ czasu widać chyba najlepiej po Pimpollo i Nusi, która dołączyła do nas w grudniu.
Pimpollo, dwujęzyczny gaduła, i Nusia, komunikatywny niemowlak. Nie mogłabym prosić o więcej.