środa, 28 sierpnia 2013

Bilet

Bilet już mam. Zwyciężyła opcja “one way”, wylot 12 listopada z Berlina przez Madryt. Czeka mnie noc w Madrycie – mam nadzieję spędzić ją u znajomych znajomych, wkrótce zacznę poszukiwać. Bilet kosztował ok. 2500 PLN, koszt dojazdu do Berlina to 35 złotych (Polski Bus) lub 129 złotych (PKP).
 
Poza tym załatałam sobie dzisiaj dziurę w zębie i sprawdzam terminy kursów pierwszej pomocy. Mam nadzieję, że uda mi się to zgrać z wizytą przyjaciółki oraz małym wyjazdem do Kolonii. Grafik się zapełnia.
Obmyślam też, co, jak i kiedy wywieźć z mieszkania. Nie mogę się tego doczekać.
 
Wymieniam też mejle z biurem tłumaczeń, zdecydowali się umieścić mnie w swojej bazie tłumaczy. Mam nadzieję, że nie będę tam tylko martwym zapisem, ale że wywiąże się z tego jakaś sensowna współpraca. To pozwoliłoby mi na zarobkowanie. Pieniądze = zwiedzanie.
Zastanawiam się też nad zdawaniem egzaminu z angielskiego, który poświadczałby moją znajomość języka. Mogłabym go użyć do starań o wizę i być może pomógłby mi pozyskiwać uczniów na korepetycje. Niestety, patrząc na grafik British Council, nie dostanę certyfikatu przed wyjazdem. Być może ktoś mógłby mi go dosłać. Na potrzeby wizy powinno być OK., natomiast nie przyda mi się w początkowej fazie szukania zleceń.
Niezależnie od tego, siadam do angielskiego. Na podjęcie decyzji mam jeszcze kilka dni, a więc swoim sposobem nie będę się spieszyć.
 
W pewnym sensie wracam więc do tego, co lubię, czyli do pracy z językami. Czuję się trochę tak, jak świeżo po skończeniu studiów, szukając możliwości pracy. 

Tymczasem w Kolumbii wielki strajk rolników. Blokady dróg, starcia z policją. Czy coś to zmieni? Czy tylko emocje ulegną rozładowaniu? Oby była to kolumbijska wiosna. 

niedziela, 18 sierpnia 2013

szukanie biletu

Jak szukać taniego biletu lotniczego, kiedy się leci na rok do Kolumbii?
Wylatuję w listopadzie tego roku, mam zamiar wracać w listopadzie 2014. 
Możliwości jest sporo: zlecić szukanie biuru podróży, szukać za pośrednictwem specjalnych wyszukiwarek, outsourcing do Indii (mam tam oblatanego znajomego, który służy radą).

Wybór najlepszej opcji nie jest zadaniem łatwym. W tej chwili mam do rozważenia trzy możliwości:
1. Promocja Lufthansy - bilet w dwie strony za 3000 PLN. Minusem są restrykcyjne daty powrotu (należy wrócić w ciągu 3 miesięcy), których nie można zmieniać. W tym wypadku mogłabym wykorzystać tylko  przelot "tam" - powrót mnie nie interesuje ze względu na terminy).

2. Kupno kupić biletu  w normalnej cenie, z opcją wskazania ostatecznej daty po opublikowaniu cenników na listopad przyszłego roku, kiedy wstępnie zamierzam wracać. Polega to na tym, że wskazuję teraz zamierzoną datę powrotu, którą potwierdzam w momencie opublikowania cenników - w moim przypadku będzie to listopad tego roku.
Porównywałam Air France i Lufthansę, i w tym przypadku lepsze możliwości daje Air France - w momencie kupna biletu datę wskazuje się w sposób przybliżony, co pozwala na dopasowanie daty powrotu do dostępnych klas rezerwacyjnych i uniknięcie dopłat. Na przykład, jeśli chciałabym wracać 15 listopada, a "moja" klasa rezerwacyjna nie będzie dostępna, mogę wskazać inny dzień, kiedy dostępne są miejsca w "mojej" klasie.
Dla porównania, Lufthansa wymaga sztywnego wskazania daty - ryzyko, że trzeba będzie dopłacać do wyższej klasy rewerwacyjnej, jest wówczas spore.
Możliwość późniejszego wskazania precyzyjnej daty powrotu istnieje tylko przy dokonywaniu rezerwacji przez biuro podróży, ja korzystałam z Lufthansa City Center.
Rozważam Air France i wylot z Paryża, co dałoby mi możliwość spotkania z francuską przyjaciółką. Cena: ok. 5000 PLN.

3. Bilet w jedną stronę. Zwykle drogi jak nieszczęście, ale mój doradca z Indii znalazł bilet w jedną stronę z Frankfurtu, cena ok. 2500, i sugeruje powrót transatlantykiem jako członek załogi. Trochę się waham, ze względów zdroworozsądkowych (przecież trzeba kiedyś wrócić, ogarnąć się i szukać pracy!). Ale perspektywa przygody oczywiście kusi, a cena biletu jest rozsądna. Plusem jest brak konieczności robienia dalekosiężnych planów. Na pociechę pozostaje mi opcja zmiany daty powrotu za dopłatą 120 EUR.

Na sprawdzanie zaproponowanych opcji przeznaczyłam sobie niedzielę. Muszę zdecydować, którą z opcji wybieram, skąd wylatuję i na jak skomplikowane opcje dotarcia do portu, w którym rozpocznę podróż, jestem gotowa.

Ponieważ jest to zadanie skomplikowane, wzięłam się do niego serio.

Po obfitym śniadaniu sprawdziłam pocztę, obejrzałam jeden odcinek "Gotowych na wszystko". Następnie zainspirowana Bree, umyłam okno balkonowe i posprzątałam balkon, łazienkę oraz ugotowalam ratatouille. To potrawa, przy której nie lubię się spieszyć, bo krojenie kolorowych warzyw sprawia mi frajdę. W międzyczasie przygotowałam koktajl malinowy oraz wrzuciłam do pralki śpiwór, który sporo mi ostatnio służył.

Teraz pozostaje mi już tylko zmycie naczyń, umycie podłogi, uporządkowanie kilu drobiazgów. Na szczęście koleżanka, którą chciałam wyciągnąć na spacer, nie odbiera telefonu, więc lista rzeczy "do zrobienia" nie wydłuży się już raczej dzisiaj.
Zatem siadam do sprawdzania opcji... Po napisaniu kilu zaległych mejli, oczywiście.

A może jeszcze skoczyć po jakieś ciastka do sklepu? ;-)