niedziela, 18 sierpnia 2013

szukanie biletu

Jak szukać taniego biletu lotniczego, kiedy się leci na rok do Kolumbii?
Wylatuję w listopadzie tego roku, mam zamiar wracać w listopadzie 2014. 
Możliwości jest sporo: zlecić szukanie biuru podróży, szukać za pośrednictwem specjalnych wyszukiwarek, outsourcing do Indii (mam tam oblatanego znajomego, który służy radą).

Wybór najlepszej opcji nie jest zadaniem łatwym. W tej chwili mam do rozważenia trzy możliwości:
1. Promocja Lufthansy - bilet w dwie strony za 3000 PLN. Minusem są restrykcyjne daty powrotu (należy wrócić w ciągu 3 miesięcy), których nie można zmieniać. W tym wypadku mogłabym wykorzystać tylko  przelot "tam" - powrót mnie nie interesuje ze względu na terminy).

2. Kupno kupić biletu  w normalnej cenie, z opcją wskazania ostatecznej daty po opublikowaniu cenników na listopad przyszłego roku, kiedy wstępnie zamierzam wracać. Polega to na tym, że wskazuję teraz zamierzoną datę powrotu, którą potwierdzam w momencie opublikowania cenników - w moim przypadku będzie to listopad tego roku.
Porównywałam Air France i Lufthansę, i w tym przypadku lepsze możliwości daje Air France - w momencie kupna biletu datę wskazuje się w sposób przybliżony, co pozwala na dopasowanie daty powrotu do dostępnych klas rezerwacyjnych i uniknięcie dopłat. Na przykład, jeśli chciałabym wracać 15 listopada, a "moja" klasa rezerwacyjna nie będzie dostępna, mogę wskazać inny dzień, kiedy dostępne są miejsca w "mojej" klasie.
Dla porównania, Lufthansa wymaga sztywnego wskazania daty - ryzyko, że trzeba będzie dopłacać do wyższej klasy rewerwacyjnej, jest wówczas spore.
Możliwość późniejszego wskazania precyzyjnej daty powrotu istnieje tylko przy dokonywaniu rezerwacji przez biuro podróży, ja korzystałam z Lufthansa City Center.
Rozważam Air France i wylot z Paryża, co dałoby mi możliwość spotkania z francuską przyjaciółką. Cena: ok. 5000 PLN.

3. Bilet w jedną stronę. Zwykle drogi jak nieszczęście, ale mój doradca z Indii znalazł bilet w jedną stronę z Frankfurtu, cena ok. 2500, i sugeruje powrót transatlantykiem jako członek załogi. Trochę się waham, ze względów zdroworozsądkowych (przecież trzeba kiedyś wrócić, ogarnąć się i szukać pracy!). Ale perspektywa przygody oczywiście kusi, a cena biletu jest rozsądna. Plusem jest brak konieczności robienia dalekosiężnych planów. Na pociechę pozostaje mi opcja zmiany daty powrotu za dopłatą 120 EUR.

Na sprawdzanie zaproponowanych opcji przeznaczyłam sobie niedzielę. Muszę zdecydować, którą z opcji wybieram, skąd wylatuję i na jak skomplikowane opcje dotarcia do portu, w którym rozpocznę podróż, jestem gotowa.

Ponieważ jest to zadanie skomplikowane, wzięłam się do niego serio.

Po obfitym śniadaniu sprawdziłam pocztę, obejrzałam jeden odcinek "Gotowych na wszystko". Następnie zainspirowana Bree, umyłam okno balkonowe i posprzątałam balkon, łazienkę oraz ugotowalam ratatouille. To potrawa, przy której nie lubię się spieszyć, bo krojenie kolorowych warzyw sprawia mi frajdę. W międzyczasie przygotowałam koktajl malinowy oraz wrzuciłam do pralki śpiwór, który sporo mi ostatnio służył.

Teraz pozostaje mi już tylko zmycie naczyń, umycie podłogi, uporządkowanie kilu drobiazgów. Na szczęście koleżanka, którą chciałam wyciągnąć na spacer, nie odbiera telefonu, więc lista rzeczy "do zrobienia" nie wydłuży się już raczej dzisiaj.
Zatem siadam do sprawdzania opcji... Po napisaniu kilu zaległych mejli, oczywiście.

A może jeszcze skoczyć po jakieś ciastka do sklepu? ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz