wtorek, 27 lutego 2018

Hiszpański-ja : 1:0?

Pimpollo mówi jak najęty. I, tak jak przeczuwałam, po hiszpańsku. Bez pudła tłumaczy moje "samolot" na "avión", "łazienka" na "baño" czy "ryż" na "allo" (arroz). Zasób słów się zwiększa, zaczyna też już mówić "hola", "ciao" czy "gracias". Tu akurat nie mam problemu, że podłapuje ode mnie hiszpańskie słówka.

Oprócz nazywania bawimy się też w odgrywanie - śmiech przy "śmieje się", zasłanianie buzi rączką przy "śpi". Towarzyszy nam przy tym Pucio z bardzo fajnej książeczki "Pucio mówi pierwsze słowa". Kiedy ją dostaliśmy, nie myślałam, że tak ją polubimy. Pimpollo nie skupiał się długo na książeczkach. Nasza wizyta w Polsce wyzwoliła w nim jednak chęć mówienia. Od razu zaczął powtarzać nowe słowa, i często prosi o Pucia.

Język zaczyna też w fajny sposób towarzyszyć innym umiejętnościom albo czynnościom. Przez długi czas Pimpollo z rezerwą patrzył na jedzenie w innej postaci, niż mleko, owsianka, banany i chleb. Teraz zaczyna coraz chętniej i coraz więcej jeść. I o ile wcześniej próbował rzeczy, zanim umiał je nazwać, to teraz już świadomie prosi o mango czy ananasa. Taki komplet: wącham - próbuję - nazywam.

Odkąd jesteśmy jednak w Kolumbii, kolumbijska babcia sięga po te same książeczki, co ja. No i cóż....
Hiszpański wygrywa - bo jest to język otoczenia, w dodatku łatwy. Słowa są krótsze, sylaby proste i otwarte.

A ja w miarę jego postępów w mowie zaczynam stawiać sobie pytania: czego bym chciała? No chciałabym, żeby Pimpollo mówił ze mną po polsku. Żeby lubił czytać po polsku. Żeby zdołał się rozsmakować w języku polskim. Czy to się uda- czas pokaże, zwłaszcza to ostatnie jest chyba dość ambitnym celem. Czy będzie chciał? Czy będzie umiał? Jeśli będzie, to w jakim zakresie? Czytam sobie dyskusje na fejsbukowej grupie o dwujęzyczności. W jednej z nich słusznie zauważają mamy, że może warto poskromić ambicje i nie oczekiwać, że dziecko będzie w pełni dwujęzyczne. Trudno bowiem przekazać dziecku treści, które normalnie przyswaja w wielu różnych sytuacjach społecznych.
Na razie jestem tutaj jedynym źródłem języka dla niego, a to dość mało.

Tymczasem A. bawi się dobrze. Umie nazwać już sporo zwierząt po polsku, wie, co to pociąg i samolot. Oglądając z Pimpollo obrazki miesza hiszpański z polskimi słówkami.

To spiszę sobie może słowa, które zna. Tak na pamiątkę.
Hiszpański:
abuelo, abuela, puerta, rueda, gracias, ciao, popó, avena, arroz, pan, agua, niño, gato, plato, medias, pato (zapato), pato (kaczka), mano

Polski:
tata, ciocia, dziadzio, auto, ananas, dzidzi, pepe (pępek), cycy, patek (ptaszek), magnes, patelnia, herbata, pociąg, Pucio, papu (papuga)

Międzynarodowo: mama, halo, banan, mango,

Onomatopeje: brum brum, ciu (pociąg), mmmm (krowa), łał łał (pies), ajajaj (przy uderzeniu się), am

Oczywiście nie wszystkie słowa mówi wyraźnie, ale trudno mi zapisywać fonetycznie. Lista hiszpańska jest też chyba niekompletna, mogę nie wychwytywać wszystkiego.

Nie spodziewałam się, że niespełna trzynastomiesięczne dziecko może mieć taki zasób słów. Rozwój przebiega jak widać wprost proporcjonalnie do wychodzenia zębów (14 sztuk, istny krokodyl).

czwartek, 1 lutego 2018

dalej z dzieckiem

Długo mnie tu nie było, bo wpadłam w kołowrotek praca/dom/dziecko. Plus noc przerywana kilkukrotnymi pobudkami.

Tymczasem Pimpollo skończył już rok, uśmiecha się buzią pełną zębów i zaczyna mówić, co dla mnie oznacza kolejne wyzwanie językowe. W skrócie - jak nauczyć dziecko języka mniejszościowego. Na razie pobyt w Polsce rozwiązał mu język, mówi wiele słów, które jednoznacznie są polskie. Odkąd wróciłam do pracy i zostaje z babcią, pojawiają się też hiszpańskie.

Ja w każdym razie postanowiłam zawsze mówić do niego po polsku, mimo, że otoczenie nie rozumie. Wywołuje to różne komentarze, łącznie z "A on rozumie, co mówisz?".

Będzie ciekawie, bo w domu Pimpollo słyszy hiszpański i polski, czasem, kiedy widzę się ze znajomymi z pracy - niemiecki, z kuzynostwem częściowo angielski, a koleżanka z piaskownicy jest Kolumbijko-Holenderką.

Na pewno szybko przyjdzie czas, że górę weźmie hiszpański, ale na razie cieszę się, że Pimpollo robi postępy w polskim. Okej, może mówienie "mi" na misia to nie jest spektakularne osiągnięcie, ale mnie cieszy. Niemal tak samo, jak "ebata" na kubek.

Podsumowując dwukulturowość Pimpolla: z Polski jest "ebata" (herbata), a Kolumbii "apa" '- arepa, a "ban" to wiadomo, banan, i tego nie trzeba tłumaczyć.