czwartek, 27 sierpnia 2015

konsumpcja

dużo ostatnio myślę o konsumpcji. Trochę wynika to z mojej obecnej sytuacji (tym razem wyjechałam z plecakiem i walizką, ale wciąż jest to tylko ułamek rzeczy, które pozostawiłam w Polsce), trochę chyba jednak ze zmiany kontynentu.

Życie w kraju Trzeciego Świata, kraju bogatego w zasoby naturalne, skłania do myślenia. Polskie kopalnie wyglądają inaczej, niż kolumbijskie, chociaż i tu, i tam znaleźć można biedaszyby. A Bogota jak soczewka skupia problemy społeczne wynikające z dość niekontrolowanej industrializacji. W skrócie, przemysł przejmuje ziemie albo pod wielkopowierzchniowe uprawy, albo eksploatując zasoby, w rezultacie również zanieczyszczając środowisko, a ludzi skłaniając do poszukiwania szczęścia w mieście. (W Kolumbii sytuację komplikuje przemoc wewnętrzna, w tym prywatne oddziały zbrojne na usługach możnych ludzi, narkobiznesu lub partyzantki w rodzaju FARC).

I wszystko to jest oczywiście potrzebne, bo fajnie jest korzystać ze zdobyczy cywilizacji, ale myślę, że nie zdajemy sobie sprawy ze skutków. Dość fajnie pokazuje je animacja projektu The Story of Stuff.



Więc, jestem trochę rozdarta. Z jednej strony odczuwam pokusy. Błyskotki na pchlim targu, nowe ciuchy i buty. Coraz częściej się im opieram, ale kiedy mój ośmiomiesięczny smartfon po raz kolejny się zawiesza, mam ochotę zamienić go na nowszy, lepszy. Chociaż ostatnich 7 lat przetrwałam z jedną, prostą Nokią. Nie zamienię, jasna sprawa. Będę złorzeczyć na niego w duchu i czekać, aż się rozpadnie. Ale pokazuje to fenomen, który wszyscy znamy. Przedmioty użytkowe mają coraz krótszy czas życia, a my z drugiej strony stajemy się coraz niecierpliwsi.

A przecież jako społeczeństwo globalne nie mamy innego wyjścia, jak ograniczyć konsumpcję. Zasoby nie są niewyczerpane no i nie możemy zapominać o cenie, jaką płacą za ten rozwój mieszkańcy obszarów przemysłowych i środowisko naturalne. Argumenty o tym, że konsumpcja napędza rozwój gospodarki, uważam za lekko naciągane, zwłaszcza kiedy wymaga zadłużania się jednostek. To tak jak jedzenie czegoś, czego się nie ma. Dla mnie jest to zupełnie bez sensu, o ile nie jest to niezbędne albo nie służy inwestycji w przyszłość.
Napędzanie gospodarki przez konsumpcję to dla mnie nic innego, jak robienie hałasu. Wymyślanie nowych potrzeb albo zachcianek, o których wkrótce zapomnimy, i które trafią na śmietnik, a które zagłuszają naprawdę ważne potrzeby.

Piszę to, stukając w klawiaturę palcami z paznokciami pomalowanymi na czerwono. Buteleczka lakieru jest już na wyczerpaniu i zastanawiam się, czy zastąpić ją nową. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz