niedziela, 4 grudnia 2011

Znowu Chile

Będzie, że przynudzam.
A niech tam.
Będzie znowu o Chile.
I pewnie jeszcze nie raz, bo jeszcze mi tam parę rzeczy w głowie siedzi.
 
Zapachów. Wrażeń.
 
Chile ma dla mnie zapach pustyni.
A pustynia, ech niechże to powiem. Pachnie mi wolnością. Przestrzenią. Byciem okruszkiem wobec czegoś dużo większego.

Pustynia Atacama jest najbardziej suchą pustynią na świecie. Śmieją się z niej, że gdy raz na rok pada deszcz, to zanim spuścisz zdumiony wzrok w dół, ziemia znów jest sucha.

Dlatego pustynia ma też dla mnie zapach krwi w nosie, bo przy tak suchym powietrzu i wysokości, wciąż miałam podrażnione śluzówki. Głupie uczucie.

No i zachody słońca też ma piękne. I niezwykłe chwile tuż przed zachodem, kiedy słońce jest już nisko, a jego promienie rozpraszają się w kurzu wznieconym przez wiatr.

Chile ma też zapach morza. Ryb, soli, guana pelikanów, wodorostów wyrzuconych na brzeg.
Uwielbiam zapach oceanu. Z tego samego powodu, dla którego kocham zapach pustyni (oprócz zapachu krwi).

Zawsze też z ciekawością patrzę, co ocean wyrzucił na brzeg. Bardziej nawet od muszli ciekawi but nie od pary. Kawałek plastiku. Nakrętka od jakiejś butelki. Przepatruję wtedy piasek w zasięgu wzroku z nadzieją, że może znajdę coś naprawdę niesamowitego, przybyłego z daleka, zgubionego przez statek oceaniczny gdzieś hen hen. Najwięcej jest jednak kapsli od piwa, pustych butelek i ogólnie śmieci.

To nic.
Będę szukać dalej ;-)

zdj. Kartezjusz



zdj. Paweł Suchecki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz