niedziela, 16 lutego 2014

nieuchwytne

pomyślałam sobie, że warto spisywać małe chwile, które dają satysfakcję. Bo praca czasami jest trudna, więc tym bardziej chciałabym pamiętać, dlaczego chcę to robić.

Satysfakcję daje mi przede wszystkim spotykanie ludzi, którzy mają chęci i czują podobnie. I którzy potrafią się zaangażować całym sercem w projekt. A najfajniej jest, jak dzielę tę pasję z innymi wolontariuszami.
Kiedy widzę, że jeden z nich o 11 w nocy z zapałem wycina pomoce na zajęcia z angielskiego następnego dnia, a inny doskonale organizuje prace remontowe, tłumacząc potrzebne zwroty za pomocą aplikacji na i-phone'a. Albo kiedy widzę wielki uśmiech i zaangażowanie na twarzy jednej z wolontariuszek podczas lekcji angielskiego.

Kiedy jedna z wolontariuszek nieznająca hiszpańskiego nawiązuje nić porozumienia z Vale, niewidomą dziewczynką, przygotowuje dla niej zajęcia i prosi o znalezienie wolontariusza, który mógłby przejąć od niej to zadanie, i zgłasza się na ochotnika do wsparcia jednego z projektów, mimo, że właściwie się na niego nie zapisywała. I kiedy proponuje wyjście z Vale do teatru w swoim wolnym czasie i piecze ciasteczka dla pracowników stołówki dla bezdomnych.

Kiedy inna wolontariuszka pisze, że wolontariat w Kolumbii dał jej dodatkową motywację do ukończenia studiów (medycyna) i po dyplomie ma zamiar wrócić do Kolumbii. I że dzieci z Instytutu dla Dzieci Niewidomych skradły jej serce.

Kiedy prowadzę niekończące się rozmowy z jednym z koordynatorów o tym, jak powinien wyglądać projekt.

Kiedy jedna z pań z Instytutu dla Dzieci Niewidomych poświęca swoją wolną sobotę, żeby pojechać ze mną kupić stroje kąpielowe dla dziewczynek.

Kiedy wolontariusze nieznający angielskiego fantastycznie się bawią z dziećmi niewidomymi, a dwumetrowy Gustawo skacze na jednego z nich jak miś koala.


I przede wszystkim, kiedy jestem z dziećmi, kiedy rozmawiamy i się poznajemy. Yimmy pokazuje "domek" który zbudował dla maskotki, a Carlitos szaleje ze szczęścia, bo wolontariusz podnosi go bardzo wysoko do góry. Świeci piękne słońce, a my na moment mamy dostęp do świata niewidomych dzieci.

A po południu idziemy na prawie najlepszą kawę na świecie wg jakiegoś amerykańskiego gremium i śmiejemy się z rzeczy, które się nam przydarzyły.

To takie okruchy, może niewiele, ale jednak coś.
Bo fajnie jest robić coś z innymi i dzielić emocje.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz