wtorek, 24 czerwca 2014

dlaczego nie lubię domu dziecka

we wtorek poszłam wolontariuszom pokazać projekt w domu dziecka. Wolontariusze spędzają tam czas z małymi dziećmi, pomagają nauczycielkom, karmią dzieci i o 13 idą do domu. Najbardziej oporni drzemią sobie w kącie.
Więc nie lubię tam chodzić, bo kojarzy mi się to z pasywnością.

Ale musiałam, i tym razem postanowiłam, że spędzimy tam cały dzień. Niespodziewanie był to bardzo dobry dzień.
Zwiedziliśmy też fantastyczny ekologiczny ogród, gdzie dzieciaki mają zajęcia ze świetnym ogrodnikiem, i wreszcie się dowiedziałam, w którym zakątku pasą się krowy.

Dom dziecka jest świetnie wyposażony. Założony przez zamożną kobietę, ma wszystkie udogodnienia, łącznie z pracownią fryzjerską i piekarnią, gdzie dzieci mogą mieć zajęcia, fantastyczną przestrzenią, mnóstwem zabawek.
I po spędzeniu jednego dnia tym bardziej nie rozumiem, dlaczego wolontariusze uciekają stamtąd tak szybko. To jest fajne miejsce, gdzie można dużo zrobić. Tylko jakoś wielu osobom się nie chce. Nie wiem, czy mi się uda, ale spróbuję to zmienić. Już jestem po rozmowach z ogrodnikiem, któremu przyda się pomoc, a wolontariusze, po sesji zdjęciowej przy tamtejszym kurniku, też są chętni. Oby utrzymać ten zapał.

Ale i tak jest mi trudno.

Zwłaszcza po takich rozmowach.
Wyszłam na zewnątrz budynku, żeby odebrać telefon. Chłopiec bawiący się samotnie przy figurze Matki Boskiej zaczął mnie wypytywać o szczegóły rozmowy, potem o mnie samą. I czy mówię po angielsku, i o angielskie słówka. Zapamiętałam tylko drugie, które chciał znać - ucieczka. Zapytany, czy chce uciec, z początku zaprzeczył. Potem cicho dodał, że tak, chce uciec... Jedyne, co przyszło mi do głowy, to poprosić, by poczekał, aż skończy 18 lat, bo na razie może to być dla niego niebezpieczne.

A kiedy zapytałam go, mając na myśli, dlaczego bawi się w tym kąciku, dlaczego tu jest, odpowiedział: "znęcanie się nad dzieckiem". To chyba nawet nieistotne, co go spotkało. Na pewno wystarczająco złe rzeczy, by odebrano go rodzinie .

A potem... seria pytań: "czy możesz mnie zaadoptować?" więc tłumaczę, że nie mam warunków materialnych, więc potem "a jak będziesz miała pieniądze?", więc dodaję, że nie znam jego sytuacji prawnej i nie wiem, czy można go zaadoptować... "a możesz się dowiedzieć?".
A potem poszliśmy bawić się do piaskownicy. Przyszedł innych chłopiec, i zapytał, czy jestem jego mamą. "Mój" chłopiec, mrugając okiem, mówi "tak".
Nie zaprotestowałam.
"Mój" chłopiec opowiadał temu drugiemu, że jego mama zna 5 języków (często opowiadam o tym dzieciom, żeby im pokazać, że można), i że właśnie przyszła się z nim pobawić.

I dlatego trudno jest mi w domu dziecka.
Bo dzieci materialnie mają wystarczająco dużo, a i tak nie mają tego, czego ja w żaden sposób nie jestem w stanie im dać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz