sobota, 21 czerwca 2014

formalności

Ulga, o której pisałam w poprzednim poście, była chwilowa.
Żeby wynająć mieszkanie, musieliśmy jeszcze przebrnąć przez szereg formalności. Poproszono nas o bardzo zaskakujące dokumenty, że wymienię chociażby zaświadczenie o nieruchomościach posiadanych przez tatę mojej szefowej. W środę oznajmiono nam, że dokumenty zostały zaakceptowane, a w czwartek okazało się, że umowy nie możemy podpisać, bo agent nalegał na klauzulę, że mieszkanie może być wykorzystywane wyłącznie przez szefową, jej męża i dzieci (których nie ma).

Ponieważ w sobotę przyjeżdżali już nowi wolontariusze, dla których miejsca nie mieliśmy, szefowa zaczęła szukać opcji zapasowych. W piątek okazało się, że możemy wynająć inne mieszkanie, ale.. poproszono nas o przedstawienie dodatkowych zaświadczeń. W związku z tym pierwszego gola reprezentacji Kolumbii na Mundialu słyszałam w Izbie Handlowej.

O piątej po południu podpisaliśmy umowę, a szefowa rozpoczęła bieganinę w poszukiwaniu niezbędnych rzeczy. Wynajęliśmy bowiem mieszkanie bez ciepłej wody, kuchenki gazowej, internetu i.... elektryczności. W poniedziałek brakowało już tylko kuchenki gazowej i internetu. A od czwartku mieszkanie funkcjonuje już całkiem sprawnie.

Pisząc o tych formalnościach, przypominają się starcia Moni i JL z urzędem ds. cudzoziemców. Jak widać, każdy kraj ma swoje dziwactwa.
Kolumbijskie standardy wynikają stąd, że umowie najmu mieszkania towarzyszy ubezpieczenie. W przypadku, gdy najemca nie płaci czynszu, agent przejmuje ten obowiązek, więc zawieraniu umowy towarzyszy badanie zdolności kredytowej najemcy.
W oparciu o zaświadczenia o majątku najemcy, jednego poręczyciela i sama nie wiem, co jeszcze.

Biorąc pod uwagę, że płacąc za karnet na basen musiałam zostawić swój odcisk palca, właściwie nie powinno mnie to dziwić.

A zdaniem A. te formalności to wyraz mentalności "nie dawać papai" ("no dar papaya") - czyli nie dawać nikomu okazji do zrobienia się w konia.

Cokolwiek by to nie było, drugie mieszkanie jest.
Uff.
Po raz drugi.
Tuż za rogiem :-) 

A ja biegając między mieszkaniami, bo ciągle okazuje się, że czegoś brakuje, skręciłam kostkę.
Przymusowe zwolnienie. Może i dobrze.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz