sobota, 6 czerwca 2015

do lasu

ciągnie wilka, a mnie do dzieciaków.
Ostatnie dwa tygodnie były super, odwiedziłam dzieciaki niewidome, dzieci z fundacji Little Heroes i Floridę. Moje trzy ulubione miejsca.

Dzieciaki niewidome jak zwykle mnie rozczuliły, bezbłędnie rozpoznając mój głos. Najbardziej wzruszył mnie Walter, który oprócz tego, że jest niewidomy, jest również dość mocno opóźniony umysłowo. Jego uścisk powitalny nie miał sobie równych. Jak zwykle ponagrywaliśmy co nieco z Carlitosem, porozmawiałam z dziewczynami. Carlitos chyba tęskni, bo choć w ubiegłym roku przejawiał umiarkowane zainteresowanie angielskim, pytał, czy mogłabym go uczyć.
Poza tym ucieszyła mnie zmiana w Jose, ślicznym i słodkim kilkulatku z lekkim opóźnieniem umysłowym i silną wadą wzroku. Jose uśmiecha się teraz bardzo szeroko i zaczyna mówić.
Niestety, nowa dyrekcja jakoś nie ułatwia mi zorganizowania regularnych zajęć dla dzieciaków. Ale się nie poddam.

Z Little Heroes, Martą i trójką wolontariuszy lepiliśmy pierogi. Marta przyniosła pyszny farsz, a Camila, niewidoma dziewczynka, genialnie robiła ciasto i lepiła pierogi. Jej sprawne poruszanie się po domu zbiło z pantałyku jednego z wolontariuszy. Zupełnie się nie domyślał, dlaczego Cami nie wyciąga ręki po podawaną przez niego butelkę, podczas gdy niewiele wcześniej widział, jak pewnie biegnie w moją stronę.

Wzruszyłam się też obserwując Vale i Dayanę. Vale również jest niewidoma, ma 18 lat. Kilkuletnia Dayana ją uwielbia. Dayana urodziła się z wadą genetyczną, ma nie do końca wykształcone paluszki, lekko zdeformowane usta i problem z biodrem. Mimo to jest bardzo żywiołowa. Od jakiegoś czasu chodzi już do przedszkola. Dayana nie mówiła nic jeszcze w listopadzie, teraz powolutku zaczyna - mówi już "hola" i ponadawała jakieś swoje dziecięce imion wszystkim wokół. Mimo, że nie mówi, jest bardzo komunikatywna - chwyta po prostu za rękę, zaciąga do pokoju zabaw i pokazuje, czego chce.
I kiedy w zeszły piątek wróciła z przedszkola, złapała mnie za rękę, żeby poszukać Vale. Kiedy ją znalazła, uścisnęły się, a potem trzymając Vale za dłonie, Dayana "opowiadała" co robiła w przedszkolu: podskakiwała, truchtała w miejscu, co Vale bezbłędnie odgadywała. Spojrzałyśmy na siebie porozumiewawczo z Martą: to właśnie jest miłość.

A we Floridzie przybiłam piątkę z "moimi" dzieciakami. Sporo się tam pozmieniało, ale część dzieciaków wciąż się tam uczy. Trochę się razem pouczyliśmy, jak zwykle dostałam sporo uścisków.

Da się żyć.

2 komentarze:

  1. nooo, i to dopiero ma sens :). Pozdrów ode mnie Valerie serdecznie i Carlitosa i Waltera, znowu za nimi wszystkimi zatęskniłam...

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszyscy tu o Ciebie pytają... pozdrowię z radością :-)

    OdpowiedzUsuń