czwartek, 16 października 2014

yagé

Pobyt w San Miguel nie był wyjazdem czysto rozrywkowym. Jak już wspominałam, pojechałam tam w towarzystwie ludzi zainteresowanych medycyną tradycyjną, lekarzy, biologów, antropologów.

Dla nich była to przede wszystkim wizyta u lekarza.

Dwa razy do roku moi znajomi jeżdżą do San Miguel, żeby poddać się kuracji oczyszczającej. Podczas tej ceremonii zażywa się yagé, wywar z liany, zwanej też ayahuasca.

Yagé jest w Kolumbii dość kontrowersyjne, w pewnych kręgach też modne. W Peru dość popularne są sesje dla turystów, ta moda powoli dociera też do Kolumbii. Kontrowersje wokół yagé wywołane z przypadkami chorób psychicznych, które ujawniły się u pewnych osób pod wpływem wypicia wywaru, oraz śmierci brytyjskiego turysty. Osoby, które znają yagé, mówią, że samo zażycie rośliny może być niebezpieczne dla osób, które mają problemy psychiatryczne lub kardiologiczne. Ryzyko związane jest także z pojawieniem się fałszywych szamanów, którzy nie potrafią odpowiednio przygotować wywaru lub dodają do niego inne rośliny, wzmacniające działanie halucynogenne.


Skutki wypicia kwaśnego wywaru zależą od konkretnej osoby. Ma ona działanie oczyszczające (powoduje biegunkę i wymioty), u niektórych osób wywołuje wspomniane halucynacje, przywołuje wspomnienia z głębokiego dzieciństwa czy skłania do myślenia o rzeczach skrytych w podświadomości. Wprawia w specyficzny stan transu, może powodować zawroty głowy i senność.

Ze względu na działanie psychoaktywne, bałam się yagé.
Pamiętałam jednak, co mi mówił znajomy - yagé należy przyjmować ze spokojem i otwartością. Na czas ceremonii odstawiłam więc lęki na bok, i jak się potem okazało, były one niepotrzebnie - poza przeczyszczeniem, potężną sennością, i mniej istotnymi wrażeniami cielesnymi nie musiałam się konfrontować z trudnymi myślami ani lękami. Taita dostosował też dawkę dla mnie wiedząc, że piję yagé po raz pierwszy. Zdecydowałam się ostatecznie wypić wywar, bo zarówno inni uczestnicy ceremonii, jak i taita budzili we mnie zaufanie. 
Moi znajomi w traktują yagé z dość dużym szacunkiem jako element profilaktyki zdrowia, oraz poniekąd jako sposób na uzyskanie wglądu w siebie. Obrazowo mówią, że yagé otwiera w człowieku różne szufladki, również takie, do których zwykle nie zaglądamy, i jeśli znajdzie w nich śmieci - wyrzuca je, zarówno na płaszczyźnie fizycznej, jak i psychicznej.

Do zażycia yagé należy się przygotować, zaleca się niespożywanie mięsa, czosnku i produktów mlecznych na kilka dni przed ceremonią. W dzień ceremonii podobno lepiej nie jeść plantanów, ciężko je zwrócić, a ostatnim posiłkiem jest rosół w porze obiadu.

O świcie w dniu ceremonii wypiliśmy też okropny, gorzki wywar z yoko, innej liany. Na samo wspomnienie strasznie się krzywię. Yoko również ma działanie oczyszczające. Na mnie nie podziałało.

Ceremonia rozpoczęła się wieczorem. Przed chatą, podzieloną na część męską i żeńską rozpalono ognisko. Jeden z uczestników, ksiądz, odmówił modlitwę, prosząc, by Bóg kierował nas w trakcie ceremonii. A potem taita rozpoczął ośpiewywanie wywaru, mieszając narzecze indiańskie w hiszpańskim, i wzywając na pomoc Matkę Boską ze swojego ulubionego sanktuarium, Virgen de Latas. W przerwach przygrywał na harmonijce i wydawał z siebie okrzyki. Ponieważ wszystko to odbywało się w części męskiej, mogłam się tylko przysłuchiwać ceremonii.

Potem taita podawał wszystkim po kolei czarkę z yagé. Po kilku godzinach, kiedy działanie wywaru zaczynało słabnąć, wzywał pojednyczo uczestników na kurację, w trakcie której mowił, co każdemu dolega. Szaman patrzy na choroby w innych kategoriach, mówił raczej o zbyt dużym cieple lub zimnie nagromadzonym w organizmie niż o jednostkach chorobowych. W zależności od diagnozy zalecał kąpiele i zioła. Czasami pytał też o zdarzenia z życia prywatnego i dawał rady. Podczas tej części ceremonii nabierał też w usta wywar z innej rośliny, i wydmuchiwał go w stronę danej osoby. Na zakończenie chłostał lekko rośliną nieco podobną do pokrzywy.
Na czas tej kuracji również kobiety zapraszano do pomieszczenia męskiego. I ja siadłam na chwilę przed taitą przystrojonym w koronę z piór i sznury korali, na wprost ołtarza, pośrodku którego stał krzyż. Nakazał mi wzięcie ślubu w ciągu miesiąca, dzięki czemu już do końca pobytu broniłam się przed docinkami i żartami znajomych.

Nad ranem wszystkim z nas dano do wypicia kolejny wywar roślinny, na szczęście tym razem smaczny, i polano nim głowy.

Ciągle jeszcze nie wiem, co myśleć o ceremonii. Ponieważ jestem bardzo racjonalna, wydaje mi się, że  umyka mi zupełnie aspekt duchowy. Ponieważ wszyscy poza mną byli praktykującymi katolikami, dla nich przywoływanie imienia Boga w czasie ceremonii miał na dodatkowe znaczenie. Poza tym fakt, że również ksiądz katolicki uczestniczył z nami w ceremonii, miał dla nich znaczenie symboliczne. Oto kościół, który w szamanach widział szarlatanów, otwiera się na wiedzę Indian.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz