poniedziałek, 16 grudnia 2013

czas

Kiedy M. była w Kolumbii, z niecierpliwością czekałam na jej posty i dziwiłam się, czemu pisze tak rzadko. Teraz już wiem.
Dzieje się tyle rzeczy, każdy dzień przynosi tyle wrażeń, że nie nadążam ze spisywaniem.
Chcę nudy!!

Kolumbia przygotowuje się do świąt. Oficjalnie okres świąteczny rozpoczął się 7 grudnia - w wigilię święta Niepokalanego Poczęcia, tzw. Dia de las Velitas, czyli dniem świeczek. Tego dnia Kolumbijczycy wystawiają na progach domów, parapetach i gdzie tylko mogą zapalone świeczki. My z kilkorgiem wolontariuszy pojechaliśmy do La Candelaria - takiej bogotańskiej starówki. Wieczór rozpoczął pokaz ogni sztucznych z najwyższego wieżowca w Bogocie. Było naprawdę pięknie :-)


 6 grudnia odwiedził mnie też M., kolega z Polski, który jest teraz na wolontariacie w Kartaginie. Zwiedzaliśmy Bogotę bardzo intensywnie, co było strasznie fajne, bo sama niekoniecznie bym się do tego zmobilizowała. Była to miła odmiana od San Cristobal Sur :-)



La Candelaria
La Candelaria


La Candelaria
La Candelaria


Portret z popiołu ze spalonego listu
Galeria sztuki Odeon
 
M. wyjechał w niedzielę, a dla mnie rozpoczął się bardzo intensywny czas - spotkań z szefową, księgowymi, ustaleń organizacyjnych, odbierania wolonariuszy z lotniska, pracy z dziećmi. Raczej nie zdarzało mi się kłaść spać przed 24. Trochę było stresowo, bo zachorowała R., która nam gotuje, sprząta a poza tym służy radą i dobrym słowem, i niestety zachowanie dwójki wolontariuszy było sprzeczne z zasadami domu.

Z fajnych rzeczy: byłam na imprezie z Małymi Bohaterami, czyli dziećmi chorymi na raka. Kiedy wchodziłam na boisko, gdzie się odbywała, wskoczyła na mnie kilkunastokilogramowa kula energii, krzycząc "Mi profe" ("Moja pani") - to Laura, którą już zaczęłam uczyć pisania i czytania. Lubię nasze lekcje :) Trochę pilnuję Laurę, żeby ćwiczyła pisanie literek, a trochę ćwiczymy czytanie na bajce o smoku, który wpadł do studni, a którego ryki zamieniały mleko w jogurt.

Z dziećmi niewidomymi wyklejaliśmy choinki - przy użyciu różnych rodzajów nasion. Całkiem ładnie to wyszło. Lubię patrzeć, jak dzieci pracują, jedne bardziej sprawne, inne potrzebują dużo czasu. Najbardziej ostatnio ujęła mnie Marlene, której fasolki kleiły się do paluszków zamiast to choinki, a mimo to przez ponad dwie godziny się nie poddawała. Przy mojej pomocy zrobiłyśmy całkiem fajną choinkę. Także Gustavo, dwumetrowy dryblas, który jest dość słaby manualnie z powodu napięcia mięśniowego, bardzo się cieszył z choinki, którą wykleiliśmy - do tego stopnia, że poszedł z nią na obiad.

Ciekawa jestem, jaki będzie następny tydzień.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz