poniedziałek, 2 grudnia 2013

Villa de Leyva

Znów minęło kilka dni, a ja nie nadążam z przerabianiem wrażeń. Więc może zacznę od końca: właśnie wróciłam z Villa de Leyva, cudnego miasteczka znajdującego się w odległości ok. 3h jazdy autobusem od Bogoty. Dostałam wolny weekend i skwapliwie go wykorzystałam :) Nie udało mi się wprawdzie dotrzeć na żaden ze szlaków w okolicy, ale poszłam na trzygodzinny spacer po okolicznych wzgórzach.

Villa de Leyva to taki kolumbijski Kazimierz, z bardzo zadbaną architekturą w stylu kolonialnym, właściwie trudno tam znaleźć brzydki dom. Jest położona bardzo malowniczo, wśród pięknych gór.
Atrakcji turystycznych jest tam moc, od muzeum skamielin, przez obserwatorium astronomiczne kultury Muisca, po przedziwny dom z gliny. Mnie udało się zaliczyć jedynie dom z gliny i muzeum Antonio Amador José de Nariño Bernardo del Casal - nie mogę się powstrzymać przed przytoczeniem całego nazwiska.

Antonio Nariño był jednym z przywódców ruchu niepodległościowego w Kolumbii w XIX w. Przetłumaczył na język hiszpański francuską Deklarację Praw Człowieka i Obywatela, co mnie o tyle zaciekawiło, że wciąż zadziwia mnie, jak wielki wpływ na Amerykę Południową ma tzw. cywilizacja zachodnia. Staram się zaglądać do tego rodzaju muzeów, bo chciałabym choć trochę zrozumieć Kolumbię.

W muzeum Nariño niewiele się można jednak dowiedzieć o historii. Jest trochę eksponatów z czasów Narino, jak np. żarna do mielenia kakao czy utensylia kuchenne. Co ciekawe, przy jednej z gablot znalazłam informację, że rozwój miejscowej kuchni, będącej mieszanką składników i przepisów miejscowych (prym wiedzie tu kukurydza) oraz śródziemnomorskich (tu wymieniono głównie warzywa), miał wpływ na kształtowanie się tożsamości narodowej.

Villa de Leyva wygląda mniej więcej tak. Cudnie było.
 

Mieszkałam też w fantastycznym hostelu - Colombian Highlands (dzięki M. za wizytówkę ;-)  a sielankę dopełnił fakt, że w pokoju miałam przemiłą Austriaczkę, Szwajcarkę i Anglika, który był bardzo mało angielski. Fajnie spotkać Europejczyków po drodze ;-)



2 komentarze:

  1. Czy to znaczy że w weekendy też jesteś na posterunku? To kiedy jest Twój czas?

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę jestem. Mogę sobie pozwolić na szwendanie się po mieście, ale jednak powinnam być osiągalna. ale przy dobrej organizacji będę się wyrywać na niedziele za miasto, no i czasem mnie ktoś zastąpi, więc nie jest tak źle :)

    OdpowiedzUsuń