poniedziałek, 13 stycznia 2014

niedziela

Ładna niedziela. Zaczęła się od wizyty w szpitalu u Alexa. Alex ma grypę i osłabiony układ odpornościowy, więc wylądował w szpitalu. Jest słaby, ale i tak się uśmiecha. Pojechałyśmy tam z Eriką. Fajnie się to zazębia, kilka miesięcy temu M. pisała o niej na blogu, a teraz ja ją przyjmuję w Bogocie. Erika mieszka z nami do wyjazdu do Stanów - dzięki jednemu z byłych wolontariuszy dostała półroczne stypendium na naukę w collegu. Mieszka z nami, żeby się oswoić z życiem w anglojęzycznym środowisku.

Erika przywiozła mi powiew wsi kolumbijskiej. Jej rodzice mają gospodarstwo, uprawiają wiele roślin, w tym awokado (dzięki niej dowiedziałam się, że awokado rośnie na drzewkach) i kawę - sami ją palą i mielą. Erika nie lubi kawy, ale czasami pije trochę. Nie chce odmawiać mamie, bo przygotowanie kawy to wielogodzinna praca.
Erika chodziła do liceum roliczego, potrafi zrobić zastrzyk krowie (!!!), wie wiele o zwierzętach i roślinach. Lubi tańczyć, lubi tradycyjną muzykę ze swojego regionu, gra na gitarze, ma talent plastyczny. Jest niesamowitą, dojrzałą szesnastolatką i będę trzymać za nią kciuki.
Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się pojechać do jej wsi. Bardzo jestem ciekawa. 

Po powrocie ze szpitala pojechaliśmy na lunch za Bogotę, było to bardzo fajne, a dzień zakoczył się lodami w Crepes and Waffles :) Wybraliśmy się tam z Eriką i trójką wolontariuszy,  mieliśmy masę uciechy śmiejąc się z naszych akcentów, mnie upaćkanej lodami, oraz opowieści jednego z wolontariuszy o tym, jak pływał na basenie w majtkach, bo zapomniał ich zmienić na kąpielówki. P., Niemiec, jest bardzo młody, ma 19 lat, bardzo poważną alergię pokarmową, trochę fajnych przemyśleń na temat życia i dużo zabawnego uroku chłopca. Przypala garnki i gubi masło w lodówce. Sapie jak parowóz przy ćwiczeniach oddechowych. I chyba się lubimy.

Jest nas tylko piątka w mieszkaniu, czekamy na przyjazd "nowych", już we wtorek. Dzięki temu, że jest nas tak mało, odpoczywam.
Grudzień dał mi w kość, najpierw miałam dużo pracy, a potem dopadła mnie wielka tęsknota. Tym większa, że z powodu nawału pracy nie miałam czasu zadbać o życie prywatne. Teraz nareszcie się odbijam, wychodzę, spotykam ludzi, tańczę, pływam. I śpię. Dobranoc.

2 komentarze:

  1. Zobaczyć kolumbijską wieś! :)
    Cieszę się, że wreszcie masz czas dla siebie. Tak trzymać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. oj, bardzo bym chciała :) uściski :)

    OdpowiedzUsuń