poniedziałek, 27 stycznia 2014

tejo i góry

dużo piszę tutaj o pracy, więc dla odmiany będzie o czymś innym ;-)

w ubiegły czwartek poszliśmy z wolontariuszami grać w tejo. To tradycyjna, bardzo popularna gra kolumbijska. Polega na rzucaniu metalowymi krążkami (zwanymi tejo, czyt. teho) do skrzynek (bramek) wypełnionych gliną. W środku bramki znajduje się metalowa obręcz, na której umieszcza się cztery papierowe trójkąciki z materiałem, który głośno eksploduje przy trafieniu weń tejo. Dodatkowe punkty zdobywa się też za umieszczenie tejo w środku okręgu. Miejsce do gry w tejo ma każda wioska, w Bogocie są natomiast kluby tejo, czyli hangary z kilkoma torami, głośną muzyką i niewygórowanymi cenami - trzeba po prostu kupić pół skrzynki lub skrzynkę piwa. W naszym "klubie" między bramkami były też pisuary, zabezpieczone odpowiednio siatką, żeby spadające tejo nie wyrządziło nikomu krzywdy.

Było fajnie, zwłaszcza kiedy cała sala gratulowała nam i klaskała przy trafieniu (eksplozji), i już najbardziej, kiedy mnie udało się jeden jedyny raz spowodować wybuch :-) Po raz kolejny przekonałam się, jak miło Kolumbijczycy przyjmują cudzociemców. Fajnie też obserować skupienie na twarzy graczy i niemal baletowe pozy, jakie przyjmowali przy wyrzucaniu krążków.




W niedzielę wybrałam się też z jedną z wolontariuszek, fantastyczną Amerykanką, na spacer w góry. Dołączyłyśmy do grupy z przewodnikiem, i myślę, że będę co jakiś czas się z nimi wybierać na wycieczki. Grupa ciekawa, trochę Kolumbijczyków, kilkoro cudzoziemców, średnia wieku ok. 40, przy czym zaniżałyśmy ją my ;-) Biolodzy, geolodzy, lekarze, tłumacze ale i pracownicy call center, ogólnie bardzo mili i chętni do wędrowania.

Trasa była ciekawa zarówno historycznie, jak i przyrodniczo. Dużą jej część pokonaliśmy tzw. szlakiem królewskim, czyli brukowaną drogą jeszcze z czasów hiszpańskich. Wyobrażałam sobie kawalkady koni i Simona Bolivara zmierzających do Bogoty. Część z niego prowadziła przez tzw. las mglisty, czyli dość typowy dla kolumbijskich Andów niskopienny las, z drzewami porośniętymi poroślami. Ich bujny rozwój możliwy jest dzięki wysokiej wilgotności powietrza.


Obawiałam się, że nie będę mogła oddychać z powodu wysokości (weszliśmy z wysokości 2800 m n.p.m. na 3400), ale jedynym, co zapierało mi dech w piersiach, były cudne widoki.
Trochę się też roztkliwiałam nad niektórymi roślinkami. Natura tworzy fantastyczne desenie i kompozycje. Strome zbocza porośnięte paprociami i innymi roślinami uświadomiły mi też, skąd się bierze zamiłowanie do ozdabiania fasad budynków zielenią.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz