poniedziałek, 14 kwietnia 2014

trawa nie zawsze jest zielona

Kiedy zaczęłam jeździć do San Cristobal, gdzie mieści się Instytut dla Dzieci Niewidomych, wychwytywałam czasem, zastanawiająco często, "zabili go", "le mataron".
Zastanawiałam się, czy mi się nie wydaje.
Ale im więcej rozmawiam z ludźmi, tym bardziej wydaje mi się, że nie.
Zastrzegam, to wszystko, o czym tu piszę, znam głównie z rozmów ze znajomymi, nie opieram się na statystykach, źródłach naukowych ani oficjalnych.

Przemoc jest dla mnie jednym z najtrudniejszych tematów w Kolumbii. Idzie w parze z biedą, biznesem narkotykowym. Jest też niestety trochę częścią kultury, w której emocje wyraża się gwałtownie, a słowa prędko przeradzają się w czyny i zakwitają na niebiesko pod okiem albo na czerwono na bruku.

Kolumbia to kraj, w którym metodą walki politycznej przez długi czas było morderstwo - od zabójstwa ministra edukacji Jorge Gaitana w 1948 r., które wg historyków rozpoczyna bardzo trudny okres w historii, walk  pomiędzy guerillas i wojskiem, porwań dla okupu, rośnięcia w siłę baronów narkotykowych i który doprowadza do stworzenia prywatnych formacji zbrojnych - paramilitares. Ofiarą zamachu padł też w 1989 r. kandydat na prezydenta Luis Carlos Galan - i to są jedynie dwa najgłośniejsze zamachy na polityków.


Stan bezpieczeństwa w Kolumbii poprawił się znacznie od lat 90, kiedy wielu Kolumbijczyków opuściło kraj w obawie przed porwaniami, i mało kto chciał się spotykać ze znajomymi w miejscach publicznych w obawie przez eksplozjami ładunków wybuchowych czy przypadkowym zaplątaniem w uliczną strzelaninę. Wosko dostało dużo pieniędzy, między innymi dzięki wsparciu Stanów Zjednoczonych, zainteresowanych zmniejszeniem przemytu kokainy. Przełożyło się to na poprawę bezpieczeństwa, wielu Kolumbijczyków wróciło.

Węzeł gordyjski interesów baronów narkotykowych, guerillas i polityków trudno jednak przeciąć, podobnie jak trudno jest wskazać granice między "złymi" a "dobrymi", bo wojsko również dopuszcza się nadużyć- co jakiś czas na ulicach Bogoty znajduję napisy o "falsos posotivos". Falsos positivos to nic innego niż osoby niesłusznie schwytane albo zabite przez żołnierzy jako członkowie guerillas czy związane z narkobiznesem, w celu poprawienia statystyk walki z przestępczością.

W biednych dzielnicach wciąż jeszcze sporo jest broni. Rząd zachęca do oddawania jej różnymi sposobami. A kilka dni temu na jednym ze wzgórz niedaleko jednej biednych dzielnic Bogoty wybuchły bomby podłożone przy jednej ze stacji energetycznych - podobno przez guerillas.




Czy jakoś to się przekłada na moje życie codzienne?
Tak i nie, bo, odpukać, nic mi się do tej pory nie stało i na co dzień nie mam z tym problemu, po prostu staram sie zachowywać rozsądnie. Przemoc polityczna i związana z narkobiznesem też mnie bezpośrednio nie dotyczy. Dużo bardziej jesteśmy zagrożeni pospolitą przestępczością, dlatego wciąż powtarzam wolontariuszom, żeby na siebie uważali, i kiedy idą w nieznane miejsce, proszę o adres. I przypominam, że są ulice, którymi nie wolno chodzić. Sama zresztą mam coraz mocniej czuję, której przecznicy nie powinnam przekraczać, a  opowieści o tym, jaka Kolumbia jest bezpieczna, nie robią na mnie wrażenia. Ileś razy się uda, raz nie. To taka tutejsza statystyka.

Ale myślę o tym kolumbijskim uwikłaniu w przemoc, kiedy widzę, jak nerwowa jest Laura, jedna z dziewczynek z fundacji, z którą pracujemy. Jej tata został zastrzelony w dość niejasnych okolicznościach.
Albo kiedy na angielskim pytam dzieci, co wydaje im się trudne, i słyszę od jednego chłopca, że trudno jest, jak w rodzinie są problemy.
Albo przed komisariatem policji, gdzie czekam na składanie zeznań z obrabowaną lekkomyślną wolontariuszką, widzę kobietę z wielkim sińcem na twarzy. Córeczka musi zostać przed komisariatem z mamą.

Zdaję sobie sprawę, że widzę dużo więcej, niż przeciętny turysta, bo taką mam pracę. I wiem, że w Polsce też bywa ciężko.

Niewesoły ten post, zbierało się to we mnie już przez jakiś czas. Przemoc to na szczęście tylko jeden z fragmentów kolumbijskiej układanki. To te elementy, który trudno do siebie dopasować, bo rysunek jest ciemny i kontury nieostre. Dobrze, że na co dzień układam inne kawałki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz